Strona głównaA to ciekaweRok Tyrmanda w stulecie urodzin

Rok Tyrmanda w stulecie urodzin

Leopold Tyrmand, autor kultowej powieści „Zły” i bezkompromisowego „Dziennika 1954” był jednym z najbardziej oryginalnych prozaików polskich drugiej połowy XX wieku. W najtrudniejszych czasach zachował wymagającą odwagi niezależność intelektualną ‒ napisano w uchwale, którą przed głosowaniem w sejmie ustawy o uchwaleniu 2020 roku rokiem Tyrmanda odczytał marszałek Sejmu Marek Kuchciński. W uchwale przytoczono słowa pisarza: „Nie pójdę na żadną służebność myśli, sumienia i egzystencji, nie poprawię sobie niczego w życiu za cenę tego, w co wierzę, co zdaje mi się słuszne i godne mej lojalności”. „Te słowa, notowane do szuflady w czarną stalinowską noc, można uznać za życiowe credo Pisarza. Zbigniew Herbert pisał: »Na jego postawie moralnej wzorowałem się i naprawdę nie wiem, czy przeżyłbym bez niego te ciemne czasy«” ‒ podkreślono.

Postawę niezgody na kompromisy reprezentował nie tylko tu, w Polsce, gdzie permanentnie, konsekwentnie i całym sobą dawał do zrozumienia, że nie wyraża zgody na szarość i siermiężność nowej, socjalistycznej rzeczywistości, ale także w Stanach Zjednoczonych, gdzie osiadł po emigracji z Polski.

Młodość i wojna

Tyrmand urodził się w Warszawie w 1920 roku w zasymilowanej rodzinie żydowskiej. Dziadek ze strony ojca, Zelman Tyrmand, był członkiem zarządu warszawskiej synagogi Nożyków. Ojciec, Mieczysław Tyrmand, miał hurtownię skór.

W 1938 roku Tyrmand ukończył gimnazjum im. Jana Kreczmara, a potem wyjechał wtedy do Paryża, gdzie przez rok studiował na wydziale architektury Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Pięknych w Paryżu. Zetknął się tam po raz pierwszy z zachodnioeuropejską kulturą oraz amerykańską muzyką jazzową. Obie te fascynacje pozostawiły trwały ślad w jego twórczości.

Gdy wybuchła wojna młody Leopold przebywał w Warszawie, a po kilku tygodniach przedostał się do Wilna, gdzie szybko stał się osobą popularną wśród tamtejszych uchodźców. Poznał wtedy m.in. Franciszka Walickiego, z którym połączyło go zainteresowanie jazzem. W czerwcu 1940 r. miasto zajęły wojska radzieckie. Tyrmand podjął wówczas pracę w wydawanym po polsku dzienniku „Prawda Komsomolska”. Publikował tam przez blisko rok codzienne felietony polityczno-propagandowe „Na kanwie dnia”, zajmował się też tematyką sportową. Był redaktorem naczelnym „Prawdy Pionierskiej”. Tyrmand dopiero w 1967 przyznał publicznie, że pracował dla komunistycznej gazety. Henryk Dasko tak wyjaśnia ówczesne zajęcie Tyrmanda: „Jego rodziców podczas wojny wywieziono do Majdanka, tam zginął jego ojciec. Matka przeżyła wojnę, wyjechała do Izraela. Tyrmand nie ukrywał, że pochodzi z rodziny mieszczańskiej, ale nie wspominał o swoim pochodzeniu; na kartach Dziennika 1954 rozważał skandynawską etymologię swojego nazwiska. Dopiero w wydaniu z lat 70. stwierdza, że być może stworzył je po prostu Ernst Theodor Amadeus Hoffmann (który w XIX w. wymyślał nazwiska warszawskim Żydom). Miał wtedy dwadzieścia lat, był uciekinierem z okupowanej Warszawy, pozbawionym jakiegokolwiek osobistego lub środowiskowego doświadczenia z systemem komunistycznym. Pochodził z rodziny liberalnej, w której nie istniała antyrosyjska tradycja, istniały natomiast żywe sympatie lewicowe, (…) brat ojca, Jerzy Tyrmand, przyjaciel i współpracownik Oskara Langego, był komunistą i w latach dwudziestych przebywał przez dłuższy czas w Rosji”.

Jesienią 1940 roku nawiązał kontakty z jedną z konspiracyjnych grup niepodległościowych. W kwietniu następnego roku Tyrmand wraz z dwoma kolegami (Andrzejem Kornowiczem i Leszkiem Zawiszą) zostali aresztowani przez NKWD. W maju całą trójkę skazano na osiem lat więzienia za przynależność do antyradzieckiej organizacji. 22 czerwca 1941 roku po ataku Niemiec na Wilno Tyrmandowi i Kornowiczowi udało się uciec z rozbitego bombami transportu kolejowego i wrócić do litewskiej stolicy.

Aby uniknąć identyfikacji jako Żyd (był w Wilnie osobą znaną), Tyrmand zdobył dokumenty na nazwisko obywatela francuskiego i zgłosił się dobrowolnie na roboty do Niemiec, chcąc, jak twierdził, dostać się do Francji. Warto uzmysłowić sobie, jakiej fantazji i odwagi wymagało dla młodego Żyda pójście do niemieckiego urzędu, by skierowano go w paszczę lewiatana.

W III Rzeszy pracował m.in. jako tłumacz, kelner, robotnik kolejowy i marynarz. W tej ostatniej roli próbował przedostać się w 1944 roku do neutralnej Szwecji. Z niemieckiego statku uciekł w norweskim porcie Stavanger, został jednak schwytany i osadzony w obozie koncentracyjnym Grini, niedaleko Oslo. Ten fragment swojego życia opisał w opowiadaniu „Niedziela w Stavanger”.

Czasy Ymki

Po wojnie Tyrmand pozostał przez rok w Danii i Norwegii. Pracował dla Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, był też korespondentem Polpressu w Norwegii, następnie kierownikiem biura prasowego polskiego poselstwa w Kopenhadze, ale w kwietniu 1946 r. wrócił do Warszawy. Zaczął pracę jako dziennikarz w Agencji Prasowo-Informacyjnej, następnie w redakcji „Przekroju”. Pisał też w wielu innych ówczesnych gazetach: „Expressie Wieczornym”, „Tygodniku Powszechnym”, „Rzeczpospolitej”, „Dziś i Jutro” oraz „Ruchu Muzycznym”. Specjalizował się w recenzjach: teatralnych, muzycznych i sportowych.

W tym czasie Tyrmand zamieszkał w Ymce na ul. Konopnickiej, gdzie miał do dyspozycji pokój mieszczący łóżko i szafę. Tam też założył pierwszy klub jazzowy. Organizował jam session i koncerty. Warto wiedzieć, że był twórcą nazwy Jazz Jamboree. W 1948 r. podczas Kongresu Intelektualistów we Wrocławiu przeprowadził wywiady m.in. z Pablem Picassem i Julianem Huxleyem. W 1947 r. ukazał się jego pierwszy zbiór jego opowiadań wojennych „Hotel Ansgar”.

W 1950 r. nastąpiło tąpnięcie w życiu Tyrmanda. Usunięto go z redakcji „Przekroju” po spektakularnym sprawozdaniu z turnieju bokserskiego, w którym skrytykował stronniczość radzieckich sędziów (sam turniej zakończył się protestami kibiców oraz interwencją milicji). Co więcej, nie tylko miał odwagę wytknąć złe zachowanie sędziów, ale też pochwalił ostro protestującą publiczność. Dzięki pomocy długoletniego przyjaciela Stefana Kisielewskiego znalazł pracę w „Tygodniku Powszechnym”, jednak w marcu 1953 r. „Tygodnik Powszechny” zamknięto po odmowie druku oficjalnego nekrologu Stalina. Tyrmand został wówczas obłożony nieoficjalnym zakazem publikacji.

Frustrację związaną z przymusową bezczynnością Tyrmand przelał na łamy „Dziennika 1954”, w którym relacjonuje pierwsze trzy miesiące roku 1954. Jawił się w nim jako przeciwnik komunizmu i ustroju socjalistycznego. Niewiele jednak wspomina o polityce, raczej z sarkazmem piętnuje cywilizacyjne, kulturowe i gospodarcze zacofanie Polski Ludowej. „Dziennik” zawiera również ostre sądy o wielu postaciach ówczesnej sceny kulturalnej. Tyrmand nie szczędzi również opisów swoich własnych przygód miłosnych.

Pisanie „Dziennika” przerwało w kwietniu 1954 r. zlecenie od wydawnictwa Czytelnik na napisanie „Złego”. Sensacyjną powieść o powojennej Warszawie wydano w grudniu 1955. Szybko stała się bestsellerem, a jej autor – rozpoznawalną postacią. „Złego”, który w wielu miejscach przemycał krytykę powojennych porządków, traktowano jako jeden ze zwiastunów odwilży w polskiej literaturze. Niemniej krytyka przyjęła książkę chłodno.

Ławeczka w Darłowie. Fot. UM Darłowo

Życie zawodowe i uczuciowe

W kwietniu 1955 r. ożenił się ze studentką ASP, Małgorzatą Rubel-Żurowską, ich małżeństwo nie przetrwało długo. Drugą żoną Tyrmanda została pod koniec lat 50. dziennikarka „Przekroju” ds. mody, późniejsza projektantka Barbara Hoff. Pisarz, znany ze swojej bezkompromisowości oraz niekonwencjonalnego stylu życia (słynne były jego kolorowe skarpetki oraz tak różny od stylu siermiężnych towarzyszy nienaganny ubiór), stał się liderem powstającego ruchu jazzowego w Polsce. Organizował festiwale i koncerty, wydał też monografię „U brzegów jazzu”. A jazz w tym czasie był symbolem zgniłego Zachodu i jako taki oficjalnie go potępiano.

Passa literacka Tyrmanda trwała do roku 1958. Wydał jeszcze pierwszą część minipowieści „Wędrówki i myśli porucznika Stukułki” oraz zbiór opowiadań „Gorzki smak czekolady Lucullus”. Wraz z zaostrzaniem polityki wewnętrznej przez rządy Władysława Gomułki represje dotknęły też Tyrmanda. Cenzura zatrzymywała mu kolejne powieści, jak „Siedem dalekich rejsów”, odmawiano też wznowień („Zły” stał się w ten sposób białym krukiem). Ostatnią powieścią, którą udało mu się podczas pobytu w Polsce opublikować, był „Filip” (1961). Zgodę na ostatni wyjazd za granicę otrzymał w 1959 r., potem odmawiano mu paszportu. Władza piętnowała w ten sposób jego ostentacyjnie „burżuazyjny” styl życia.

Kolejną niewydaną w Polsce powieścią Tyrmanda stało się ukończone w 1964 „Życie towarzyskie i uczuciowe”. Piętnował w niej postawy moralne środowiska inteligencji twórczej – pisarzy, dziennikarzy i filmowców – przede wszystkim ich służebną rolę wobec władzy. Pod fikcyjnymi postaciami bohaterów w łatwy sposób można było rozpoznać autentyczne postaci ówczesnej polskiej kultury. Fragmenty książki, będące pamfletem na popularny warszawski salon Ireny Krzywickiej, wydrukowano w (warszawskim) tygodniku „Kultura”. Wywołały one skandal w środowisku literackim.

W USA także w kontrze

Paszport otrzymał dopiero w 1965 r. i wyjechał z kraju 15 marca. Decyzję o powrocie uzależnił od szans na wydanie „Życia towarzyskiego i uczuciowego”. Powieść została jednak zatrzymana przez wydawnictwo, a Tyrmand wydał ją dwa lata po opuszczeniu Polski w paryskim Instytucie Literackim.

W 1965 Tyrmand podróżował po Europie oraz Izraelu (tam spotkał się z matką). Na początku 1966 odwiedził Stany Zjednoczone. Najpierw korzystał ze stypendium Departamentu Stanu, przyznanego mu jako „znaczącej postaci opiniotwórczej”. Po kilku miesiącach podjął decyzję o pozostaniu w Stanach Zjednoczonych na stałe. Początkowo publikował w paryskiej „Kulturze”, ale szybko stał się postacią rozpoznawalną na amerykańskiej scenie publicystycznej. W latach 1967-1971 współpracował z renomowanym tygodnikiem „The New Yorker”, wydał też zbiory esejów: „Dziennik amerykański” oraz „Zapiski dyletanta”. W epoce kontrkultury i młodzieżowego buntu Tyrmand okazał się zwolennikiem wartości konserwatywnych, ostro sprzeciwiając się tendencjom lewicowym. Mottem jego twórczości z tego okresu stało się zdanie: „Przybyłem do Ameryki, aby bronić jej przed nią samą”. Wykładał na Uniwersytecie Stanowym Nowego Jorku i Uniwersytecie Columbia.

W 1971 „The New Yorker”, a następnie inne wydawnictwa, odrzuciły mu pamflet na komunizm, wydany później jako „Cywilizacja komunizmu”. Wszedł również w konflikt z Jerzym Giedroyciem i zaprzestał publikacji w „Kulturze”. Tyrmand, uznając się za prześladowanego przez „kulturę liberalną”, nawiązał współpracę ze środowiskami konserwatywnymi. Trafił do założonego przez Johna A. Howarda The Rockford Institute. Podpisał list pisarzy polskich na Obczyźnie, solidaryzujących się z sygnatariuszami protestu przeciwko zmianom w Konstytucji Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej (List 59). W 1976 r. rozpoczęli wydawanie miesięcznika „Chronicles of Culture”, który do dziś jest jednym z ważnych głosów amerykańskiego konserwatyzmu, a właściwie jego odmiany zwanej paleokonserwatyzmem. Wydawał również nieregularny periodyk „The Rockford Papers”. W latach 70. zredagował ponownie „Dziennik 1954” i wydał go w 1980 r. Książka zyskała rozgłos na emigracji i w kraju, gdzie krążyła w drugim obiegu aż do pierwszego oficjalnego wydania w 1989 r. (jeszcze z ingerencjami cenzury).

Poglądy Tyrmanda w latach 70. ulegały zaostrzeniu. Krytykował mainstreamowe amerykańskie media oraz Hollywood za niszczenie etosu tradycyjnych wartości, a nawet „pogrom i holocaust kulturowy”. Oskarżany w Polsce o pornografię, w Stanach zarzucał deprawację magazynowi „Playboy”.

W sierpniu 1971 r. ożenił się po raz trzeci – z Mary Ellen Fox, swoją czytelniczką, doktorantką iberystyki na Uniwersytecie Yale’a. W styczniu 1981 r. urodziły im się bliźnięta: Rebecca i Matthew. 19 marca 1985, w wieku 65 lat, Tyrmand zmarł na zawał serca podczas wakacji w Fort Myers na Florydzie. Został pochowany na cmentarzu Wellwood w Pinelawn w Long Island, a wdowa po nim, jak można dowiedzieć się z książki Mariusza Urbanka, nawet nie bardzo umie wskazać, gdzie ten grób się znajduje.

Czego nie wiemy o „Dzienniku”

Sprawa, kiedy powstał „Dziennik 1954” do dziś pozostaje otwarta. Zapiski prowadzone były niemal codziennie w dniach 1 stycznia – 2 kwietnia 1954 r. i zajmowały 800 stron. Ostatni akapit urywa się w połowie zdania, Tyrmand wyjaśniał to po latach: Ostatniego wieczoru, zmęczony pisaniem, jak zdarzało się często, urwałem zdanie zamierzając nazajutrz do niego wrócić. Lecz już nie wróciłem. Następnego dnia „Czytelnik” zaoferował mi kontrakt na napisanie „Złego„. Z początku zamierzałem kontynuować dziennik, lecz mijały dni, nagle wypełnione odmienną sytuacją i wymaganiami.

W 1956 r. „Tygodnik Powszechny” opublikował fragment dziennika. Po emigracji w 1965 r. Tyrmand dziennik zdeponował w redakcji paryskiej Kultury, odebrał go po czterech latach.

Ponowne redagowanie swoich zapisków rozpoczął w 1973 r. Fragmenty opublikowane zostały przez londyńskie „Wiadomości” w latach 1974-1978. Pierwsze wydanie książkowe ukazało się w Londynie w 1980 r. nakładem Polonia Book Fund. Wstęp do pierwszego wydania zawierał zdanie: Niniejsza książka zawiera całość dziennika, nie naruszoną przez względy edytorskie, rozterki moralne, polityczne konieczności, towarzyskie koncesje. Tymczasem na okładce znajdowało się zdjęcie rękopisu, na którym tekst był niezgodny z treścią książki. Zwracano też uwagę na kalki z języka angielskiego i niezręczności stylu. Wielu rozmówców Mariusza Urbanka (autora książki „Zły Tyrmand”) było przekonanych że książka powstała niemal w całości w Stanach Zjednoczonych. Z kolei „Literatura Polska 1939-91” określa publikację jako apokryf.

Dopiero w 1999 r. ukazała się wersja oryginalna „Dziennika” w oparciu o notatki udostępnione przez żonę Tyrmanda i przechowywane na uniwersytecie Stanforda.

„Dziennik” zawiera wiele krytyki personalnej dotyczącej zarówno znajomych Tyrmanda (często ukrytych pod inicjałami), jak i osób publicznych. Krytykuje przede wszystkim postawę moralną twórców, którzy jego zdaniem wysługiwali się państwu. Tyrmand podejmuje też polemikę na temat twórczości Hemingwaya z Zygmuntem Kałużyńskim. Szczegółowo opisuje swoje dyskusje z przyjacielem Stefanem Kisielewskim. W całym dzienniku pojawia się ponad 570 nazwisk, w tym osób, które wtedy dopiero zaczynały być znane np. Stanisław Lem, Zbigniew Herbert, Jan Lenica, Julia Hartwig.

Liczne są opisy perypetii miłosnych i seksualnych Tyrmanda. Autor związany wówczas z osiemnastoletnią dziewczyną (w pierwszym wydaniu nosiła imię Bogna, w wersji oryginalnej Krystyna), wraca również do poprzednich znajomości. Wiele z sytuacji opisanych w Dzienniku Tyrmand wykorzystał potem w powieściach „Zły” oraz „Życie towarzyskie i uczuciowe”.

Zmiany redakcyjne w pierwszym wydaniu polegały na poprawieniu wizerunku Tyrmanda w taki sposób, by pasował do tego, który tworzył w latach 70. Pisarzowi zależało na pokazaniu niezmienności jego poglądów przez wiele lat: Ten dziennik, pisany w pełni wieku męskiego, zaś odczytywany na nowo u schyłku wieku średniego, daje mi poczucie wierności samemu sobie – co zawsze wydawało mi się godne pożądania i wyrzeczeń. Poprawki w latach 70. polegały też na dopracowaniu i wzbogaceniu niektórych opisów, np. narady Związku Literatów Polskich. Jak zauważa biograf, Henryk Dasko, „Dziennik 1954” odgrywać miał istotną rolę w autokreacji legendy Tyrmanda, jako niezależnego i niezłomnego twórcy.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Grzegorz Kapla, Krwawa Toskania

Grzegorz Kapla: Krwawa Toskania

Grzegorz Kapla, Krwawa Toskania
Nowy tom z serii o Virionie Andrzeja Ziemiańskiego

Andrzej Ziemiański: Virion. Legenda miecza. Krew

Nowy tom z serii o Virionie Andrzeja Ziemiańskiego
Andrzej Ziemiański na Warszawskich Targach Fantastyki

Andrzej Ziemiański: Wszystko napisałem na trzeźwo. Prawie wszystko…

Andrzej Ziemiański na Warszawskich Targach Fantastyki
Katarzyna Kowalewska w studiu Fanbook.tv

Katarzyna Kowalewska: „Zawód spadkobierca” to moja ulubiona książka

Katarzyna Kowalewska: „Zawód spadkobierca” to moja ulubiona książka Katarzyna Kowalewska do pisania książek podeszła na poważnie, bo zaczęła od nauki, jak to robić, na kursie...
Tadeusz Zysk i Marta Mrozińska w studiu Fanbook.tv

Tadeusz Zysk i Marta Mrozińska: Warto czytać fantasy

Tadeusz Zysk i Marta Mrozińska w studiu Fanbook.tv
Antymaterii obawiam się mniej niż Internetu

LEM: W strachu przed antymaterią

Antymaterii obawiam się mniej niż Internetu - cytat z książki "Strach przed antymaterią" S. Lema
Maciek Bielawski Ostatni

Maciek Bielawski „Ostatni”

Maciek Bielawski Ostatni
0
Would love your thoughts, please comment.x