Strona głównaWywiadBez przyjemności nie ma sensu czytać

Bez przyjemności nie ma sensu czytać

Justyna Sobolewska w „Książce o czytaniu” wyjaśnia, czym jest proces czytania,
jak szaleni są czytelnicy, jakie są ich typy, na jakie sposoby są w stanie wykorzystać książki i co z nimi robią, czyli jak bardzo czytanie truje.

Podczas spotkania z czytelnikami autorka opowiedziała o własnej drodze do książek, przyznała się, jak je traktuje, mówiła o klubach czytelniczych, traumie spotkań autorskich i lekturach na wakacje.

 

Od początku
Najpierw była Anne Fadiman i jej książka „Ex libris”, która opowiada o sposobach życia z książkami. To rzecz ważna dla każdego czytelnika, bo my właśnie w różny sposób z książkami żyjemy, w nich zapisuje się historia naszego życia. Przyjemnie jest zaglądać czasem do starych książek z własnymi zapiskami i odnajdywać w nich swoje życie. Miałam ochotę dopisać do książki Fadiman rozmaite swoje historie. Potem odkryłam Alberto Manguela i jego „Moją historię czytania”.

Tworzenie
Pisanie było bardzo przyjemne. Zawsze bardzo się męczę przy pisaniu artykułów do gazet, zaczynam ten proces od straszliwej prokrastynacji. Mój mąż wie, kiedy muszę coś napisać, bo wtedy chodzę zła, robię awantury. Przy książce było odwrotnie. Siadłam i odnalazłam w tym wiele przyjemności, w myśleniu na przykład o tym, czym się zakłada książki, gdzie się czyta albo jakie są pierwsze zdania. Był to mój pierwszy w życiu tekst, który właściwie pisał się sam. Pewnie to objaw grafomanii, bo grafomani odnajdują przyjemność w pisaniu.

Osobiście
To książka osobista. Opowiadam o czytelnikach, których znam, których jest dużo, którzy są wychowani z książkami, którzy potrafią znaleźć przyjemność dziecięcego czytania. W dzieciństwie mamy taką umiejętność i możliwość, by zagłębiać się w książki całkowicie. Czytelnik, który zaznał tej przyjemności, nie zaznał jej z e-bookiem, tylko na przykład z wydaniem z ilustracjami Szancera i pamięta właśnie te ilustracje. Albo było to „Trzech muszkieterów” czytanych w chorobie. W dorosłym życiu trudniej mieć taką frajdę, jaką mieliśmy przy pierwszej lekturze tej książki.

Intymność czytania
To czynność absolutnie intymna, chyba że czytamy na głos. O tym mówi jeden z rozdziałów mojej książki. Jesteśmy właściwie sami w kontakcie z autorem. Nie zawsze ten kontakt się udaje. Czasem niezwykle trudno wejść do książki, książka nie chce się w ogóle otworzyć. Czytanie jest bardzo intymne i na różne sposoby nas dotyka. Jeden z rozdziałów książki dotyczy ciarek wzdłuż krzyża. Tak Nabokov określił najwyższy stopień zaczytania.
Ale nie chodzi o płacz, kiedy utożsamiamy się z bohaterką romansu, tylko mamy ciarki świadczące o tym, że obcujemy z wielką literaturą. Odczucia przy lekturze mogą być bardzo nieprzyjemne. Najbardziej widoczne są łzy wynikające ze wzruszenia, ale mogą one być niezwiązane z treścią. Coś nas w książce porusza, ale niekoniecznie dlatego, że nam smutno, ale coś się dzieje między nami a lekturą, że aż chwyta nas za gardło. Myślę, że każdy zna taki moment. Może być nam zimno, ciepło. Kiedy czytałam „Szczygła” Donny Tartt, było mi tak ciepło, że nie rozumiałam, co się dzieje. To był rodzaj przeniesienia do dzieciństwa. 12-letni sierota sprawił mi tyle frajdy, jakbym czytała książkę przygodową w dzieciństwie.
Czytając można się też śmiać. Moja ulubiona lektura do śmiechu to „Trzech panów w łódce nie licząc psa”. Uwielbiałam ją czytać przy jedzeniu. Mogą się pojawiać rozmaite klaustrofobiczne wrażenia.

Dochodzenie do czytania
Ważne jest, żeby wokół dziecka były książki. Jednym z najważniejszych rozdziałów mojej książki jest ten o czytaniu z dziećmi. Zawsze tkwi w nas niepewność, czy nasza namiętność przejdzie na nasze dzieci? Czy stare książki będą na nich robić wrażenie? Jestem w trakcie tego eksperymentu i mam nadzieję, że się on skończy dobrze. Pamiętam półkę nad łóżkiem, gdzie stały książki rodziców. Mieszkaliśmy na osiedlu Za Żelazną Bramą, na
ul. Chłodnej. Z literowanych tytułów układały mi się całe historie. Gdy odcyfrowałam „Gabinet figur woskowych”, to nawet mi się to przyśniło. Po cyfrowaniu tytułów zaczęło się dotykanie książek i ich wyciąganie. Wiadomo, że książki ukryte przez dorosłych przed dziećmi to najciekawsze znaleziska. Potem się odkrywa egzemplarze już czytane przez rodziców. Mieliśmy książkę, która najpierw była u mojej babci „Kobieta lekarką domową”– wielka księga z 1905 roku. Były w niej wspaniałe ryciny oraz ślady lektury mojego taty, czyli powycinane obrazki.
Gdy zaczęłam sama czytać, wchodziłam na szafę i przy małym okienku czytałam na przykład „Dzieci kapitana Granta” albo „Małą księżniczkę”. Później nadszedł etap najprzyjemniejszy: przeżywania książek. Pamiętam z „Małej księżniczki” tę ważną frazę: „Pani nie jest dobra i to nie jest dom”. Wypowiadałam ją, rysowałam. W następnej fazie przychodzi odkrywania innych przyjemności, na przykład czytania i jedzenia. A później się okazuje, że człowiek nic innego nie potrafi robić, tylko czytać. Wtedy jego droga jest zdeterminowana.

Przyjemność czy konieczność?
Przyjemność nie znika, gdy muszę czytać książkę, by ja potem zrecenzować. Bez przyjemności nie byłoby sensu czytać. Czytanie zawodowe nie różni się od niezawodowego. Wprawdzie niektórzy uważali, że do recenzowania książek nie warto, a nawet nie trzeba czytać książek. Oskar Wilde mówił, że czytanie książki przeszkadza jej recenzowaniu. Jednak nie da się nie czytać i pisać o książkach, bo się człowiek boi, że zostanie przyłapany.

Czytanie na wakacjach
Ono zaczyna się dużo wcześniej, bo trzeba sobie przygotować te książki, które można będzie czytać spokojnie. Bez Stephena Kinga nie ma wakacji. Ale nawet gdy czytam na wakacjach, a coś jest w książce poruszającego, to się to zaznacza, robi się notatki, do zeszyciku wpisuje cytaty. Moja książka składa się głównie z cytatów, bo je zbieram. Ale są książki, które w ogóle do mnie nie trafiają jak na przykład fantasy.

Z czego bierze się frajda?
Zawsze z czegoś innego. Książka jest jak osoba. Nie zawsze w osobie szukamy pięknej twarzy czy sposobu mówienia. To jest właśnie najciekawsze, że nie zawsze wiemy, co nam konkretna książka przyniesie. Często się rozczarowujemy.

Irytuje mnie…
gdy widzę, jak są książki zrobione, kiedy dostrzegam, jaki efekt autor chce uzyskać, pod jakiego czytelnika produkuje swoją książkę. Można produkować bestsellery tak samo jak produkty, czyli całkowicie skupiać się na pragnieniach czytelnika. Na przykład dziś czytałam książkę pt. „Dżoker”. Miała być o przedwojennej Gdyni i widać wyraźnie, że autor nie ma żadnej historii do opowiedzenia, ani postaci, ani dramatu. Znudziła mnie po trzech stronach.

Książka w koszu
Zdarzyło mi się wyrzucić książkę do kosza, ale ja potem wyjęłam. Wkurzyła mnie, ale później postanowiłam się z nią jednak zmierzyć.

Czytanie w więzieniu
Jak mówią wytrawni czytelnicy Karol Modzelewski czy Aleksander Wat, to bardzo ważny etap w życiu i kształceniu się. Dostałem kiedyś list od klubu czytelniczego im. Geneta z Zakładu Karnego w Rawiczu. Klub ten pragnął kontaktu z innymi klubami czytelniczymi. Dzięki temu dowiedziałam się, że tam istnieje bardzo prężna organizacja czytelnicza, która ma swoją telewizję, bibliotekarza, plan spotkań autorskich. Tam jest życie czytelnicze.

Czytanie w autobusie
To podstawa, chociaż wolę w tramwaju. W autobusie za bardzo buja. Czytanie w wannie bardzo chętnie, ale nie można tego realizować mieszkając z rodziną. Zdarzyło mi się rozedrzeć książkę, żeby zabrać ze sobą tylko nieprzeczytaną część. Często czytam w taksówce. Na ulicy wpadam na różne rzeczy, więc czy czytam, czy nie czytam, to i tak zdarza mi się potknąć.

Czytelnicy
Od zawsze trwa spór, co można robić z książką, a czego nie należy. Ludzkość dzieli się na dwa obozy. Jeden uważa, że książki nie należą do nich, żyją dłużej niż człowiek i są wartością, którą można przekazać kolejnym pokoleniom, więc nie należy po nich mazać, nie należy zaginać rogów itp. Ja należę do drugiej grupy, która traktuje książkę jako część siebie. Książka bez zaznaczeń nie ma sensu, nic nie mówi, jest niema. Jak ciekawie jest wziąć książkę po kimś, kto jest oczywiście inteligentny i sprawdzić, gdzie zaginał rogi. W książkach z biblioteki zdarza się, że są całe strony zakreślone na kolorowo, ale czasem widać tam delikatne poprawki; czasem mam wrażenie, że autor wziął egzemplarz i sam zrobił korektę. Czasem ktoś się zdenerwował i pisze: „Same bzdury”. Te rozmaite komentarze są ciekawe.

Książki trują bardziej niż papierosy
Jest cały nurt w literaturze, którego bohaterami są błędni czytelnicy. Ich symbolem jest Don Kichot. Oni zostali skażeni przez czytanie na różne sposoby. Trucie przez książki jest metaforyczne, ale zepsuty wzrok to nie przelewki. Okulary, bolący kręgosłup, czytanie po nocach, garbienie się oraz wierzenie w różne zwidy i majaki, branie rzeczywistości fikcyjnej bardziej serio niż prawdy. Tu kłania się pani Bovary, która bardziej wierzyła w romanse i próbowała tamtą rzeczywistość przenieść do swojego życia, co oczywiście było skazane na klęskę.

Nie można przerwać
Każdy zna taki stan, że nie można przerwać, bo jesteśmy tak wciągnięci. Czasem, gdy już skończymy, czujemy rozczarowanie i więcej o książce nie myślimy. Czasem wciąga akcja, czasem intryga. Mnie wciąga Stephen King tak, że nie potrafię się ruszyć. Na przykład jego powieść „Znalezione nie kradzione” to historia wzorowana na Salingerze. Pisarz trzyma w sejfie notesy, a jego najlepszy czytelnik zabiera mu je i zabija autora. Intryga jest piętrowa. Stan, w jaki wprawiła mnie ta książka, sprawił, że nie byłam w stanie przestać czytać. Zawsze zadziwia mnie, jakim King jest sprawnym czytelnikiem i jak mruga do mnie okiem, gdy na przykład odwołuje się literatury gotyckiej i dobrze korzysta z jej wątków. Ja jako czytelnik oddaję mu się z całkowitym zaufaniem. To rodzaj dobrej wymiany, ma dla mnie coś ciekawego.

Czytelnicy i czytelniczki
Czytelnik nie ma płci w tym sensie, że może się nagle stać 12-letnim sierotą i jest mu przyjemnie być kimś innym. Być może na tym polega jedna z największych przyjemności literatury: wychodzimy z siebie. Inną kwestią jest to, że jest mniej pisarek, ale to wynik historii ludzkości i przemian społecznych. Na przykład Yanagihary „Małe życie” – 800-stronicowa powieść, jest teraz bardzo głośna i w Stanach, i w Polsce. Jest czymś zatrutym: czytamy, jesteśmy wciągnięci, a potem trochę żałujemy tej lektury. Ktoś mnie wciągnął w lekturę, w psychodramę, w ciąg cierpienia.

Trauma spotkań autorskich
Łatwiej jest zadawać pytania niż na nie odpowiadać. Ktoś mnie pyta o anegdotę z książki, a ja nie mam bladego pojęcia, co napisałam. Wielu autorów to zna. Rozdział o spotkaniach autorskich jest dość okrutny i zlepiony z rozmaitych wspomnień pisarzy. Na przykład Jacek Dehnel opowiadał, że zwykle jest na spotkaniu pani z broszką, która pyta, dlaczego w literaturze jest tyle przekleństw.
Są też autorzy jak Mariusz Szczygieł, który musi być królem spotkania. Jeśli występują razem z nim inni autorzy, to jest masakra, bo on sobą natychmiast zajmuje całą publiczność. Podpatrzyłam, że ma pewien trick. Zaczyna spotkanie od słów: „Bo moja mama mówi zwykle…”. Wtedy publiczność jest przyjęta do komitywy rodzinno-domowej i jest kupiona. Uwielbiam też takie sytuacje, gdy podczas spotkania autorskiego zadaję mądre, dłuższe pytanie, autor patrzy na mnie i mówi: „Ale jak brzmi pytanie?”

Dyskusyjne kluby książki
To wspaniała inicjatywa, która parę lat temu zapoczątkował Instytut Książki. Zaszczepił w Polsce ideę, która była znana na Zachodzie. Okazało się, że niemal w każdej bibliotece w Polsce taki klub powstaje i to jest niesłychanie żywe. Ludzie znajdują przyjemność w tym, by co tydzień rozmawiać o jakiejś lekturze i się kłócić. Dochodzi do strasznych awantur! Wśród moich znajomych wybuchła kłótnia o to, co czytać. Czy nowe rzeczy, czy klasykę? Stworzyły się dwie partie. Nie było zgody, więc zdecydowali czytać raz to raz to, ale kiedy doszło do „Powinowactw z wyboru”, część współczesna się straszliwie wzburzyła i powiedziała, że Goethe to nie Houellebecq: O czym my tu mówimy?, Jak on pokazuje kobiety!. Na to jedna z uczestniczek powiedziała, że jeśli w tym klubie nie ceni Goethego, to ona w ogóle wychodzi. Nastąpiło zerwanie, ale klub się pogodził i wspólnie obejrzeli film „Tylko miłość”.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Grzegorz Kapla, Krwawa Toskania

Grzegorz Kapla: Krwawa Toskania

Grzegorz Kapla, Krwawa Toskania
Nowy tom z serii o Virionie Andrzeja Ziemiańskiego

Andrzej Ziemiański: Virion. Legenda miecza. Krew

Nowy tom z serii o Virionie Andrzeja Ziemiańskiego
Andrzej Ziemiański na Warszawskich Targach Fantastyki

Andrzej Ziemiański: Wszystko napisałem na trzeźwo. Prawie wszystko…

Andrzej Ziemiański na Warszawskich Targach Fantastyki
Katarzyna Kowalewska w studiu Fanbook.tv

Katarzyna Kowalewska: „Zawód spadkobierca” to moja ulubiona książka

Katarzyna Kowalewska: „Zawód spadkobierca” to moja ulubiona książka Katarzyna Kowalewska do pisania książek podeszła na poważnie, bo zaczęła od nauki, jak to robić, na kursie...
Tadeusz Zysk i Marta Mrozińska w studiu Fanbook.tv

Tadeusz Zysk i Marta Mrozińska: Warto czytać fantasy

Tadeusz Zysk i Marta Mrozińska w studiu Fanbook.tv
Antymaterii obawiam się mniej niż Internetu

LEM: W strachu przed antymaterią

Antymaterii obawiam się mniej niż Internetu - cytat z książki "Strach przed antymaterią" S. Lema
Maciek Bielawski Ostatni

Maciek Bielawski „Ostatni”

Maciek Bielawski Ostatni
0
Would love your thoughts, please comment.x