Strona głównaWywiadGdy stałam się Verą Eikon...

Gdy stałam się Verą Eikon…

Gdy stałam się Verą Eikon…

Autorka serii o Alanie Bergu tuż przed ukazaniem się finałowego tomu tetralogii opowiada o tym, jak obronną ręką wyszła z mieszkania pod mostem i została pisarką, wyjaśnia, czy jej bohater jest hipokrytą, a także radzi, jak powinien postepować młody pisarz, by sobie poradzić. Przed Państwem Vera Eikon!

Kto lepiej strzela: Ty czy Alan Berg?

Jest mi jeszcze do niego daleko! Po raz pierwszy poszłam na strzelnicę właśnie z jego powodu. Zaczęłam pisać o doskonale strzelającym Alanie i uświadomiłam sobie, że nie wiem, jak to jest! Co się przy wystrzale czuje, jak reaguje ciało? Spodobało mi się przy pierwszej wizycie na osi. W strzelaniu nie jestem najgorsza. Bywam na szkoleniach i na turniejach strzeleckich. Jeżeli ma się pozwolenie na broń, to trzeba chociaż raz w roku pojawić się na zawodach. Powiedzmy, że z pierwszej dziesiątki nie wychodzę. Przychodzą tam regularnie strzelający faceci, najczęściej jest około 80 osób, więc pierwsza dziesiątka to nie jest zły wynik.

Nie jest zły? To jest fantastyczny wynik.

Berg byłby na pierwszym. Ksywka Proca zobowiązuje.

Trzy tomy o Alanie Bergu czytelnicy mają już za sobą. Zakładam, że kolejne są w toku.

Kolejny jest prawie opublikowany. Dopinamy ostatnie guziki dystrybucji.

Na kiedy planowana jest premiera?

Koniec marca, może początek kwietnia. To całkiem bliski termin.

Czy to będzie tom kończący? Mam nadzieję, że nie.

I tak, i nie. Z jednej strony tak, bo to ostatnia część, która zamyka historię Alana Berga jako głównego bohatera. Cztery tomy mają tworzyć całość: serię z początkiem, środkiem i końcem. Jednak jestem teraz w trakcie pracy nad dwiema nowymi książkami, które będą częścią tego samego świata. Pojawią się w nich ci sami bohaterowie, ale główny głos przypadnie komuś innemu.

Możesz zdradzić, kto będzie bohaterem tych kolejnych książek?

Hm… jeszcze nie. Ale zdradzę, że od wydarzeń opisywanych w nowej książce upłynie osiem lat, więc niektórzy, bardzo młodzi bohaterowie będą już dorosłymi ludźmi.

Wróćmy do Berga. To jest taki osobliwy bohater na tle innych detektywów, policjantów.  Ma cechę, która odróżnia go totalnie, absolutnie od całej reszty, od średniej krajowej polskich policjantów opisywanych w literaturze. On wierzy w Boga. Skąd taka Twoja decyzja?

Bardzo lubię Häkana Nessera, bo w jego książkach bohater również wierzy w Boga, aczkolwiek do religii tej wierze jest trochę daleko. Zawsze podobało mi się ujęcie relacji człowieka z Bogiem w literaturze i filmie. Po prostu uważam, że trzeba pisać takie książki, jakie samemu chce się czytać i stąd też mój bohater ma takie cechy. Poza tym on jest bardzo złożony. Z jednej strony właśnie ma wiarę, wrażliwość, wielką miłość do żony, delikatność, a z drugiej to twardy glina, brutalny i nieprzebierający w środkach. Zdarzało mi się słyszeć opinie, że Berg jest hipokrytą, ale wydaje mi się, że ludzie mają trochę wypaczony obraz człowieka wierzącego. Myślą, że to powinna być osoba święta, ukształtowana, ze stałym jakimś tam pakietem wartości i postępująca wyłącznie wedle przykazanej etyki. Natomiast jesteśmy ludźmi. Chrześcijaństwo czy katolicyzm to jest, powiedzmy sobie szczerze, religia grzeszników. Wszyscy błądzimy. Tak samo Alan Berg. Zawsze zwracam uwagę na to, że cała seria książek stanowi podróż tego bohatera, który się zmienia. W pewnym momencie przeżywa kryzys – wiary w swoje wartości, w sens swojego działania, ale to wszystko jest po to, żeby odkupić się na końcu. Chyba.

Chyba?

Chyba. Chyba, że zakończymy to wszystko jakąś wielką katastrofą a nie happy endem.

Tylko nie to.

Ale to jest teraz na topie! Spójrzmy chociażby na zakończenie „Gry o tron” czy „Milczenia” Martina Scorsese.

Śledziłam opinie czytelników wyrażane w internecie na temat Twoich książek. Masz bardzo wysoką średnią ocen na przykład na lubimyczytać.pl. Ci, którzy oceniali Cię najsłabiej, krytykowali książki właśnie za wiarę głównego bohatera i wprost pisali, że to jest jakaś hipokryzja czy niespójność charakteru, bo, tak uważali, nie można jednocześnie robić brutalnych rzeczy i wierzyć w Boga.

Wydaje mi się, że współczesność wypacza pojęcie wiary, stawiając ją na równi ze świętością. W takim podejściu nie ma ani prawdy, ani zdrowego rozsądku. Wiara pomaga dążyć do świętości, ale jej nie gwarantuje.

Jak sądzę, z religią wiąże się też pseudonim przyjęty w serii tych książek. To intrygujące.

Jesteś pierwszą osobą, która spojrzała na to od tej strony. W każdym razie zaczęło się od tego, że po prostu potrzebowałam jakiegoś pseudonimu. Zanim pojawiła się seria o Bergu, wydałam dwie książki, które były całkowicie inne gatunkowo. Wydałam je pod własnym imieniem i nazwiskiem. Sama nie wiedziałam, czy sprawdzę się w kryminałach, czy to będzie taki gatunek, który zatrzyma mnie na dłużej. W ogóle też nie sądziłam, że po pierwszej książce będzie druga i trzecia. Także to była taka… próba. Nazwałabym to nawet projektem. „Między prawami” to miał być projekt opatrzony nową nazwą: „Vera Eikon”. Zmiana imienia oznacza zmianę mojego postrzegania pewnych rzeczy, ale również to, co starałam się przekazać w powieściach kryminalnych. W wolnym tłumaczeniu Vera Eikon znaczy, mniej więcej, „prawdziwe oblicze”. Myślę, że kryminał najbardziej ze wszystkich gatunków pozwala zadawać troszkę głębsze pytania, bo tu bohaterowie zawsze obcują ze śmiercią.  Nieważne, czy ktoś już stracił życie, czy szukamy mordercy, czy po prostu boimy się o własne życie. Człowiek w kontakcie ze śmiercią zaczyna weryfikować samego siebie, zadaje inne, ważniejsze pytania. Opadają wszelkie maski, stajemy się obdarci ze wszystkich kłamstw, zostajemy tacy, jacy jesteśmy naprawdę.

Twoje kryminały różnią się tym od innych, że nie uciekasz od problemów związanych z filozofią i sensem życia. Większość autorów rezygnuje z tego, może nie rezygnuje, ale po prostu o tym nie pisze, nie czuje takiej potrzeby. A u Ciebie to jest. Czytając „Polowanie na Wilka” byłam zaskoczona obecnością stwierdzeń i rozważań z pogranicza filozofii, ale weszłam w to gładko i przyjęłam tę konwencję. W kolejnych tomach nie tylko mi to nie przeszkadzało, ale stało się wyznacznikiem, cechą tego, jak piszesz.

To jest dla mnie naturalne. Nie wyobrażam sobie z tego zrezygnować. Byłaby to dla mnie niewykorzystana okazja, właśnie dlatego, że kryminał ma w sobie mocny element śmierci i kruchości życia. Trudno jest myśląc o śmierci, nie pomyśleć o życiu, o jego sensie, celu i źródle.

Wrócę jeszcze na chwilę do ocen czytelników, czy przejmujesz się nimi, czy je czytasz?

Czytam! Oczywiście zawsze bardzo cieszą mnie i budują te dobre opinie. Wśród tych negatywnych zdarzają się dwa rodzaje: bardzo konstruktywne, posiadające jakieś uzasadnienie i drugie, które mówią po prostu, że książka jest „fe” i koniec. Jeżeli chodzi o te drugie, to nie przywiązuję do nich w ogóle uwagi. Kiedyś zdarzyło się, że pewnemu czytelnikowi książka się nie podobała i skwitował to tylko tym, że jak coś jest wydane w trybie self publishingu, to czego można się spodziewać? Szmira i koniec. Okazało się, że taką „szmirę” wzięło jedno z dużych wydawnictw w Polsce i co teraz? Gdzie jest ten argument? Z drugiej strony przy książce „Przedpiekle” pewna blogerka nie była zachwycona właśnie konstrukcją głównego bohatera. Ona była pierwszą, która nazwała go hipokrytą. Weszłam z nią w dyskusję. Nie w przepychankę, tylko w zwykłą konstruktywną rozmowę, pytałam, dlaczego uważa, że moja koncepcja bohatera nie działa, a potem wysłałam jej trzecią książkę. Tom „Prochem i cieniem” totalnie ją wziął. Porwał ją tak, że teraz ta dziewczyna jest jedną z największych fanek.

Wcale się temu nie dziwię, bo czytając kolejne tomy, dostrzegłam rozwój, Twój rozwój jako pisarza. Każdy kolejny tom jest lepszy.

Trzecia część jest osobiście moją ulubioną.

Tym bardziej niecierpliwie czekam na kolejną.

Ja też! To oczekiwanie na pierwsze opinie czytelników jest… zawału można dostać! Ale to część drogi.

Porozmawiajmy o Twoich pierwszych książkach. Najpierw był romans, potem była „Cienka granica”, czyli wywiady z policjantami...

Najpierw ‒ to było dla mnie już dawno temu, bo to był rok 2010 ‒ po raz pierwszy spotkałam się z wydawcą, z redaktorem, jeszcze jako zupełnie nieopierzona autorka i usłyszałam, że moja książka nadaje się do druku.

Każdy chciałby to usłyszeć.

Każdy chciałby to usłyszeć, ale niestety okazało się, że to jest wydawnictwo nie drukowane, tylko e-bookowe. Wtedy zaczynał się taki większy boom na e-booki i na self-publishing. Moją pierwszą książką były „Skrzydła Azraela”. To książka dla młodszego czytelnika, o grupie chłopców, którzy są po trudnych przejściach rodzinnych i próbują znaleźć sens i siłę do życia. Klimat tej książki nie jest lekki. Druga powieść już trafiła do druku. Była to „Hydra pamiątek”.

Z Mickiewiczowskim nawiązaniem…

Trochę tak. Był to romans filozoficzny, z naciskiem na filozoficzny, natomiast, żeby książka się sprzedała, wydawca grubo podkreślił, że to jest romans. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że bardziej jestem emocjonalnie przywiązana do mojej pierwszej książki. Mówiłam już o tym wcześniej, że zaczynając pisać kryminały, zmieniłam też swoje zapatrywanie na pewne rzeczy. „Hydra…” była świadectwem młodej dziewczyny, która lubiła czytać o duchowości, ogólnie pojętej i nieukształtowanej. A już przy kryminałach, gdy stałam się Verą Eikon, konkretnie wiedziałam, o co mi chodzi i trzymam się tego do dziś.

„Cienka granica”, czyli wywiady z policjantami domyślam się, że były narzędziem do poznania pracy policji?

„Cienka granica” to nie jest zbiór, który traktuje stricte o pracy policjanta. Wypłynęła bardziej z mojej potrzeby zrozumienia człowieka-policjanta. My często widzimy mundurowego służbistę, a pod każdą odznaką bije serce.

Raczej dostrzegamy mundur niż człowieka.

Dokładnie, a oni też mają jakieś swoje zapatrywania na różne rzeczy. W tym zbiorze pojawiają się nie tylko policjanci. Jest również rozmowa z mjr Tomaszem Budzyńskim z ABW, płk Piotrem Wrońskim, profilerem Janem Gołębiowski. W tym zbiorze zadałam wszystkim osiem pytań. Nie tylko o pracę. Pojawiło się np. takie o rozłamie między prawem a głosem własnego sumienia, albo, czy można konkretnie wyznaczyć granicę pomiędzy dobrem a złem. Odpowiedzi padały naprawdę rozmaite i wyłaniał się z nich obraz ludzi nie munduru. Przy pytaniu o zasadność ponadprawnego wymierzania sprawiedliwości zaczęły wychodzić różne niuanse i zdziwiłam się, że osoby, które na pierwszy rzut oka mogłyby usiąść wspólnie przy kawie i być po jednej stronie barykady, mają całkiem inne spojrzenie na pewne, fundamentalne sprawy.

fot. Jola Wachel

Z problemem co jest dobre, co jest złe, Twój bohater Alan Berg też się mota i potyka się o ten problem nieustannie. I to jest chyba jedna z ciekawszych stron jego osobowości.

To wynika właśnie z tego, że granicy między dobrem a złem nie potrafimy ostatecznie wyznaczyć. Funkcjonariusze nie są też od tego, żeby stawiać takie sądy. Ich zadaniem jest  dbanie o bezpieczeństwo obywateli i przestrzeganie przez nich prawa.

Kiedy piałaś „Skrzydła Azraela”, czyli pierwszą książkę, chciałaś być pisarzem? Jakie były początki Twojej twórczości?

To była naturalna potrzeba, po prostu. Ja już od czasu, gdy byłam małą dziewczynką, bawiłam się słowami, układałam wierszyki. Kiedy bardziej rozbudowała mi się wyobraźnia, zaczęłam pisać opowiadania, które nie miały w sumie początku i końca. Snułam pojedyncze sceny. Z takich prób wyłoniła się w końcu pierwsza książka. Nie miałam wtedy jeszcze 18 lat, ale zanim opowieść uzyskała kształt, który faktycznie nadawał się do pokazania szerszemu czytelnikowi, pyknęła mi dwudziestka. Zawsze chciałam pisać i oczywiście mówiłam o tym troszczącej się o mnie mamie, a ona na to: „Dziecko, to nie jest zawód, pod mostem będziesz mieszkać”. Ale to też jest dobre, bo zniechęcanie nas weryfikuje, czy naprawdę czegoś chcemy. Czy mamy siłę, żeby nasze plany egzekwować. Jeśli chcesz pisać – pisz.

Czy masz poczucie, że jak już się ma książkę, to łatwo jest wejść na rynek?

Mamy takie czasy, że można wydać się samemu. To jest plus, ale też i minus, bo ludzie często podchodzą do self-publishingu bardzo po macoszemu. Po prostu mają tekst i publikują go, albo drukują od razu. Bez szerszego planu, bez redakcji, korekty. Ja sama też muszę uderzyć się w pierś, by popełniłam parę błędów. Chciałam za szybko i za łatwo. Musimy się nauczyć, że publikowanie swoich książek, nie może być jedynie wypluciem z siebie tekstu, bo to każdy potrafi. Musimy traktować naszą pracę poważnie, brać odpowiedzialność za to, co mówimy i jak to mówimy.

Rzeczywiście wydawnictwa self-publishingowe różnie do tego podchodzą. Te książki są często tak niechlujnie wydane, że to aż boli.

Trzeba jednak przyznać, że autorzy sobie na to zasłużyli. Jeżeli sami nie traktujemy siebie poważnie, to nikt nas też poważnie nie weźmie.

Pytałaś, czy łatwo jest wejść z książką na rynek. Myślę, że łatwo nie jest. Wydawnictwa dostają sporo tekstów i trzeba się nie tylko przebić, ale też wpasować. Bo nie chodzi jedynie o to, żeby książka była dobra. Ona musi pasować do konkretnego czasu, do tego, co się akurat dzieje w kraju i na świecie, co się akurat sprzedaję, co jest modne… To musi pasować do całego konceptu, planu wydawniczego, jak to się pięknie nazywa. Jak się uda, no to siadamy do stołu, do negocjacji. Tutaj też początkujący pisarz nie ma żadnej przewagi. Musi po prostu grzecznie przytakiwać i brać to, co dają. Dopiero jak już mamy cokolwiek na koncie, możemy negocjować.

Podsumujmy Twoje plany: niebawem, na wiosnę kolejny Alan Berg, potem książki z jego świata. A masz w zanadrzu, w swojej bogatej wyobraźni jakieś plany na kolejne działania?

Jeden mały. Urodził się całkiem niedawno i mi się spodobał. Teraz siedzi w mojej głowie i kiełkuje. Już zamówiłam książkę z literatury faktu, która traktuje o temacie, który mnie zainteresował i muszę wejść w niego głębiej. Zazwyczaj noszę przez pewien czas jakiś pomysł, on się rozrasta, aż w końcu musi wyjść z głowy i zostać zapisany. Największym strachem autora jest właśnie nie mieć żadnego pomysłu. Skończyć jedną książkę i nie wiedzieć, co dalej. Jeśli mamy chociażby najmniejszy pomysł, który zaprząta nam głowę, to jesteśmy uratowani.

Życzę Ci w takim razie wielu dobrych pomysłów.

Dziękuję.


0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
View all comments
My. Kronika upadku

Dmitry Glukhovsky „My. Kronika upadku”

„My. Kronika upadku” Dmitrija Glukhovsky'ego to odważna próba odpowiedzi na pytanie: „Co stało się z Rosją?”. W tej pełnej emocji książce znajdziesz ostre i...
Brama zdrajców

Jeffrey Archer „Brama zdrajców”

24 godziny na ocalenie królewskich klejnotów – przestępstwo stulecia wisi na włosku! W samym sercu Londynu, w monumentalnej Tower of London, spoczywają jedne ...
Pierre Bayard recenzja

Pierre Bayard: Jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało?

Pierre Bayard zaskoczył. Kiedy na poziomie liceum liznąłem pierwszy raz w życiu wiedzy o filozofii, od razu przypadła mi...
Międzynarodowy Dzień Tłumacza

Czy istnieje przekład doskonały?

Tytułowe pytanie jest typowo retoryczne, ale warto zastanowić się nad tym, co stanowi o sile przekładu, jego akceptacji wśród czytelników. Z historii pewnych tłumaczeń,...
Międzynarodowy Dzień Tłumacza

Sztuka tłumaczenia: Jak tłumacze łączą świat

Tłumacze są bardzo niedoceniani, mimo że odgrywają ważną rolę w życiu książkożerców. To oni pozwalają sięgać po literaturę, filmy, artykuły i dokumenty, które w...
Czytelnictwo w Polsce

Czytelnictwo w Polsce ponownie wzrosło!

Co czytamy, kto czyta (i kogo) oraz skąd bierzemy książki Czytelnictwo w Polsce odżywa! 43% Polaków przyznało, że przeczytało co najmniej jedną książkę w ciągu...
"Obżartuchy i opilce"

Jacek Komuda „Obżartuchy i opilce”

Jacek Komuda zabiera nas do epoki baroku. Gdy słyszymy „kuchnia staropolska”, od razu przychodzą na myśl karczmy, takie jak „U Sarmaty” podczas urlopu w...
"Dama z grasiczką"

„Dama z grasiczką” to świat oczami patolożki

Nasza redakcja właśnie sięgnęła po książkę Pauliny Łopatniuk, niezwykle utalentowanej patomorfolog, zatytułowaną „Dama z grasiczką”. Już na pierwszy rzut oka estetyka wydania zachwyca, a bogactwo...
0
Would love your thoughts, please comment.x