Strona głównaWywiadPisarz to często niemal spowiednik

Pisarz to często niemal spowiednik

Rozmowa z Dorotą Schrammek, autorką wielu cieszących się popularnością książek. Jej nowa saga „Winne Wzgórze” właśnie wchodzi na rynek.

Jak ona to robi? To pytanie na pewno zadają sobie Pani czytelniczki, kiedy dowiadują się, że ma Pani trójkę dzieci, dom z ogródkiem na głowie, a na koncie dziesięć książek? Więc jak Pani to robi?

Pracuję jak większość Polek, łącząc życie domowe z zawodowym i próbując we wszystko wpleść jeszcze prywatność. Prywatność – tu mam na myśli taki indywidualizm w rodzinie czy związku. Jesteśmy razem, ale każdy z nas ma własne życie, pasje, przyjaciół, własne marzenia… Wszystko po to, abyśmy nie znudzili się sobie. W życiu ogromnie pomaga mi organizacja. Styczeń to zawsze czas ustalania spotkań autorskich. Taki gorący miesiąc w roku, kiedy kalendarza nie wypuszcza się z rąk. Gdy już mam ustalonych większość terminów, wtedy wiem, jak rozplanować sobie pisanie książek, wakacje z dziećmi czy randki z mężem. Uwielbiam obowiązki domowe, zatem wykonywanie ich sprawia mi prawdziwą przyjemność. Ogródek został lekko zaniedbany, ale od wiosny znowu zabiorę się za niego. Mam trójkę dzieci, więc jest na kim skupić uwagę. Pisanie w tym wszystkim traktuję jako pracę. Każdego dnia, regularnie, spędzam 3-4 godziny na tworzeniu kolejnych treści. Gdy wykonam obowiązki zawodowe, zabieram się za domowe. Chociaż często jedne przenikają w drugie i okazuje się, że rozdział został napisany pomiędzy gotowaniem ziemniaków a doprawianiem mizerii z ogórków.

Jak zaczęła się Pani przygoda z pisaniem? Czy pamięta Pani chwilę, gdy zostały napisane pierwsze słowa pierwszej powieści?

Tak, doskonale pamiętam. Pierwszą powieść zaczęłam pisać wraz z początkiem Adwentu w 2013 r.
To był taki spokojny czas. Dwa miesiące wcześniej urodziło się nasze trzecie dziecko. Spało wspaniale, mama mogła zatem wykorzystać czas na pisanie. Dla początkujących autorów najtrudniejsze są pierwsze słowa. Ja nie miałam jakoś z tym problemów. Od początku wiedziałam, co chcę napisać i jak ma wyglądać zarys książki. Udało się tego dotrzymać. Mój debiut literacki został wydany przez wydawnictwo Świat Książki. Krótko potem związałam się z Wydawnictwem Szara Godzina. Do tej pory najbardziej emocjonujący moment pisania to zasiadanie do pierwszych słów. Od nich przecież wszystko się zaczyna.

Dziś jest Pani pisarką z ugruntowaną sławą i zdobytą sympatią czytelników. Czy o tym Pani marzyła/marzy?

Chyba każdy autor marzy, aby jego powieści docierały do wielu odbiorców. Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się ich aż tylu. Każdego dnia dostaję od nich dowody sympatii, w skrzynce mailowej czekają na mnie maile, ale przede wszystkim najbardziej cieszą mnie ich odczucia po przeczytaniu powieści. Najpiękniejsze słowa, jakie słyszę, brzmią: „Zupełnie jakby opisała Pani moje życie”. Bo tak powinno być… Pisarz to często niemal spowiednik. Czytelnicy chętnie dzielą się swoimi historiami, mając nadzieję, że zostaną one wykorzystane w książkach. Każdy z nas jest na swój sposób ekshibicjonistą. Każdy chce być ważny i zostawić coś po sobie, będąc bohaterem choćby epizodu w powieści.

Winne Wzgórze” to najnowszy Pani cykl. Jego hasłem przewodnim są: wiara, nadzieja i miłość – trzy cnoty boskie, a przecież nie są to książki religijne. Czego więc możemy spodziewać się po tej sadze?

Te trzy cnoty stosuję w codziennym życiu, niekoniecznie w religijnej wersji. Bez wiary nie spełni się żadne nasze marzenie. Bez nadziei nie ruszymy z miejsca. A kiedy już ruszymy, na końcu czeka nas miłość. To raczej psychologiczne cnoty, wykorzystywane przez trenerów, couchów i wizjonerów. Wierzę w siłę ludzkiego umysłu. Wierzę w wizualizację i spełnianie rzeczy, które sobie wyobrażamy. Czego możemy spodziewać się zatem po sadze, opartej na wierze, nadziei i miłości? Przede wszystkim przesłania, że warto każdego dnia starać się rozgonić chmury, krążące nad naszym życiem, aby wpuścić do niego choćby odrobinę słońca. Przekonuję, że warto być optymistą, nie poddawać się i stawiać sobie coraz to nowe wyzwania. To w gruncie rzeczy dość proste. Sama jestem taka w życiu. Jest pełne lepszych i gorszych dni, zakrętów i dróg pod górkę, co nie oznacza, że mamy załamać się, cierpieć i narzekać. Zmiana w nas zaczyna się od zmiany nastawienia do tematu. Ja jestem osobą, która ma rozwiązanie na każdy problem. I staram się trzymać z daleka od ludzi, którzy mają problem na każde rozwiązanie.

Wydawca reklamuje „Winne Wzgórze” jako polskie hygge, a Pobierowo powinno ufundować Pani stypendium za promocję regionu. Rzadko który autor tak konsekwentnie promuje lokalne wartości. To chyba jest Pani osobiście bardzo bliskie?

Uwielbiam Pomorze Zachodnie. Spędziłam na nim całe swoje życie. Odkąd zaczęłam pisać książki i wyjeżdżać na spotkania autorskie, zjechałam niemal wszystkie mniejsze i większe miejscowości. Pomorze Zachodnie jest cudowne! Nie ma dla mnie piękniejszego regionu w Polsce. Na początku pisarskiej drogi obiecałam sobie, że wykorzystam potencjał tej ziemi i konsekwentnie będę tu umieszczać akcje moich książek. Do tej pory udaje się to znakomicie. Wielu włodarzy miejscowości jest naprawdę zadowolonych, że ich miejscowość bądź teren występują w książce. Namacalnie przekonują się, że to rzeczywiście doskonała promocja tych ziem. Stypendium za promocję regionu? Szczerze mówiąc, nigdy przez myśl mi nie przeszło, aby pisać komercyjnie. Kocham Pomorze Zachodnie. Do tej pory wydawało mi się niedowartościowane w literaturze obyczajowej. Brakowało go po prostu. Teraz jest.

Czy bierze Pani odpowiedzialność za smak rosopity i brukwianki, które opisuje Pani w książce „Winne Wzgórze. Wiara”?

Chyba nie pozostaje mi nic innego 😉 Rosopitę uwielbiam, choć jako dziecko nie mogłam znieść zapachu cebuli i octu, niezbędnego do jej przygotowania. Brukwiankę także lubię. Moje dzieci już mniej. Marzy mi się taki dzień, aby na rodzinnym stole wylądowały wszystkie wspomniane w tej książce potrawy.

W zasadzie wszystkie Pani powieści zachęcają do tego, by w życiu zwolnić. Jest Pani piewcą małych miejscowości i spokojnego życia. Czy w dzisiejszych czasach, gdy wszystko przyspiesza, jest jeszcze szansa na powolny rytm życia? Czy równowagę między pracą a rodziną da się jeszcze zachować?

Oczywiście, że się da! Najpopularniejsze ostatnio stwierdzenie, to „Nie mam czasu”. To nie my posiadamy czas, ale czas posiada nas. On jest wieczny, my – śmiertelni. Nasz pobyt jest tylko chwilowy. Są ludzie, którzy muszą mieć zaplanowaną każdą chwilę w życiu, aby mieć poczucie spełnienia. Ja należę do tych, którzy żyją wolniej. Celebruję poranną kawę, wypijaną w towarzystwie męża; idę w środku dnia na długi spacer, nie przejmując się czekającymi obowiązkami. Rytm życia, jaki prowadzę, jest powolniejszy, ale jednocześnie zwracający uwagę na szczegóły naszego wnętrza. Lubię to swoje życiowe slow… Słyszę wtedy siebie. Równowaga jest nam niezbędna. Zwariujemy, gdy będziemy wiecznie stawiać sobie kolejne zawodowe lub prywatne cele. Sobie i rodzinie. Mamy dziwne czasy. Socjalmedialny ekshibicjonizm opanował społeczeństwo. Sprzątasz przed Bożym Narodzeniem? Podziel się tym na Facebooku. Twoje dziecko choruje? Zrób to samo. Udokumentuj pracę. Pokaż męża, bo inaczej nikt nie uwierzy, że go masz. Aby temu zapobiec, proponuję zwolnienie, wyciszenie i skierowanie do wnętrza siebie. Da się to zrobić, zapewniam.

Czy myśli Pani o tym, że książki mają znaczenie terapeutyczne? Wlewają optymizm i wiarę w siebie wielu kobietom. To celowy zabieg literacki czy też wierzy Pani w to, że chcieć to móc?

Ciężko byłoby pisać o czymś, w co się nie wierzy… Od zawsze wyznaję zasadę, że chcieć to móc. Książka powinna być drogowskazem dla czytelnika. Powinien sięgnąć po nią w odpowiednim momencie życia i znaleźć odpowiedzi na wszystkie nurtujące pytania. Z tego, co wiem, w moich powieściach czytelnicy odnajdują je. Bardzo często zdarza się, że otrzymuję informację: „Dzięki Pani zmieniłam myślenie”. To jest cudowne! Żadna ze mnie psychoterapeutka. Piszę tak, jak podsuwa mi serce. To chyba najwłaściwsza droga. Kobiety mają tendencje do umartwiania się i biczowania. Niepotrzebnie. Mogą żyć tak, jak chcą. Mogą zasypiać z uśmiechem na ustach i budzić się z nim. I naprawdę mogą być szczęśliwe. To nie zbrodnia.

Na fanbook.store w promocyjnej cenie – 10 zł.
Na fanbook.store w promocyjnej cenie – 10 zł.
0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Grzegorz Kapla, Krwawa Toskania

Grzegorz Kapla: Krwawa Toskania

Grzegorz Kapla, Krwawa Toskania
Nowy tom z serii o Virionie Andrzeja Ziemiańskiego

Andrzej Ziemiański: Virion. Legenda miecza. Krew

Nowy tom z serii o Virionie Andrzeja Ziemiańskiego
Andrzej Ziemiański na Warszawskich Targach Fantastyki

Andrzej Ziemiański: Wszystko napisałem na trzeźwo. Prawie wszystko…

Andrzej Ziemiański na Warszawskich Targach Fantastyki
Katarzyna Kowalewska w studiu Fanbook.tv

Katarzyna Kowalewska: „Zawód spadkobierca” to moja ulubiona książka

Katarzyna Kowalewska: „Zawód spadkobierca” to moja ulubiona książka Katarzyna Kowalewska do pisania książek podeszła na poważnie, bo zaczęła od nauki, jak to robić, na kursie...
Tadeusz Zysk i Marta Mrozińska w studiu Fanbook.tv

Tadeusz Zysk i Marta Mrozińska: Warto czytać fantasy

Tadeusz Zysk i Marta Mrozińska w studiu Fanbook.tv
Antymaterii obawiam się mniej niż Internetu

LEM: W strachu przed antymaterią

Antymaterii obawiam się mniej niż Internetu - cytat z książki "Strach przed antymaterią" S. Lema
Maciek Bielawski Ostatni

Maciek Bielawski „Ostatni”

Maciek Bielawski Ostatni
0
Would love your thoughts, please comment.x