Strona głównaWywiadNigdy nie napisałem kiepskiej książki

Nigdy nie napisałem kiepskiej książki

Alessandro BARICCO – włoski pisarz, któremu sławę przyniosła powieść „Jedwab”. Na polskim rynku wydawniczym ukazały się w ostatnich latach jego trzy powieści: „Panna młoda”, „Mr Gwyn” i najnowsza „Trzy trzy o świcie”.

Powiedzieć, że pisze fascynująco, to nic nie powiedzieć. Powiedzieć, że niechętnie mówi o sobie i swojej twórczości, to potężne niedopowiedzenie. Tym bardziej warto zerknąć na kilka zdań, w których zdecydował się odsłonić kulisy swojego pisarstwa.

fot. Archiwum Sonia Draga

Zacznę od tego, co mnie najbardziej zafascynowało w kwestii Pana najnowszej książki „Trzy razy o świcie”, czyli od dedykacji. Szekspira rozumiem, ale skąd wzięła się Katarzyna Medycejska? Czy dlatego, że była protektorką Nostradamusa, czy dlatego że miała dziesięcioro dzieci, czy że mąż ją nieustannie zdradzał?

Odpowiedź jest taka, że „Trzy razy o świcie” to spin off książki „Mister Guin”. Jeżeli ktoś przeczytał książkę „Mr Gwyn”, zrozumie moją dedykację. Gwyn pisze portrety, ale to są portrety, które nie są opisane w książce. Jest tylko opisany proces ich tworzenia. W pewnym momencie pojawia się wzmianka o książce „Trzy razy o świcie”, napisanej przez Brytyjczyka hinduskiego pochodzenia. Postanowiłem taką książkę napisać. Autorem „Trzech razy o świcie” jest poniekąd Mr Gwyn i to on dedykuje ją Katarzynie Medycejskiej, czyli pewnemu rodzajowi żarówki, a oprócz niej temu specjaliście, który te żarówki wykonywał.

Często omawiając dzieła literackie w szkole dociekamy, co artysta chciał przez swoje dzieło powiedzieć. Teraz mam okazję zapytać o to żyjącego jeszcze pisarza, więc skorzystam z tej okazji. „Trzy razy o świcie”to trzy opowieści o trzech różnych kobietach, ale pisze Pan, że mówią o tej samej. Dlaczego?

Po pierwsze jest takie piękne zdanie napisane przez Prousta, które mówi, co następuje: Książka, która tłumaczy swój przekaz, to jest jak prezent, do którego przyklejono etykietkę z ceną. Tłumaczyć książkę nigdy nie jest rzeczą piękną, ale… coś mogę pokazać. W tej książce mamy w każdym z opowiadań do czynienia z dwoma bohaterami. On to on, ona to ona. Trzy razy się spotykają: on i ona. Spotykają się w taki sposób, który byłby niemożliwy w normalnym życiu. Na przykład spotykamy się dziś rano, a potem jeszcze trzy razy. A za drugim razem pani ma piętnaście lat, a ja osiemdziesiąt. A za trzecim razem ja mam 20 lat, a pani sześćdziesiąt. W życiu to nie może się zdarzyć, ale w książce tak.

Chciałabym wrócić na chwilę do „Mr Gwyna”. To książka o kryzysie twórczym. Czy zdążył się już Pan znudzić odpowiadaniem na pytanie, czy to Pana ten kryzys dotyczy?

Nie, między innymi dlatego, że już trzy miesiące po publikacji „Mr Gwyna” ukazało się we

Włoszech „Trzy razy o świcie”. Potem ukazała się „Panna młoda”, która w Polsce ukazała się jako pierwsza. Istotnie „Mr Gwyn” mógłby się wydawać książką pożegnaniem, ostatnią książką autora. Ale w rzeczywistości tak nie było. To był pisarz, ale równie dobrze mógł to być architekt, który postanowił, że więcej nie będzie budował domu. Kryzys twórczy nie jest przypisany do zawodu pisarza, ale jego właśnie opisałem, bo ten zawód znam dobrze.

Czym różni się pisanie dramatu czy scenariusza od pisania prozy? Co decyduje o tym, że decyduje Pan pewną rzecz opisać prozą, a czemuś innemu nadać inną formę?

Powieść jest samotna. Jesteś tylko ty. To praca samotnicza. Natomiast inne formy przewidują talent i wkład innych. Pisząc scenariusz czy dramat wkładam tylko część pracy. Do tego dodaje się talent wielu osób. To, co wychodzi w efekcie, to suma wkładu różnych ludzi. I psychologicznie, i technicznie to dwa różne rodzaje pisarstwa. Bardzo dobrze, jeśli można to wymieniać, oscylować między nimi.

Zastanawiałam się, co jest częścią wspólną Pana książek, co je łączy, poza faktem, że są niezwykle zwięzłe. Myślę, że jest to pewnego rodzaju tajemnica, jak w kryminale. Pisząc kryminał najczęściej autor ustala najpierw, kto, kogo i dlaczego zabił. A co Pan wymyśla na początek?

To proces w moim przypadku bardzo skomplikowany. Tłumaczenie zajęłoby z godzinę, ale zaczynam od małych komórek. Czasami takich rzeczy wydawałoby się bez znaczenia. Zbieram setki pojedynczych elementów. Niektóre z nich przystają do siebie, organizują się. Po dużej ilości pracy one razem tworzą figurę.

Zbiera Pan te komórki na tablicy korkowej, na komputerze czy tylko w głowie?

Zapisuję. Jestem wielbicielem holi hotelowych i na przykład zapisuję sobie: piękno foyer hotelowego; potem widzę taki szczególnie inspirujący hol i zapisuję: hol w Amsterdamie. Przychodzi mi potem taki pomysł: mężczyzna , którego życie przebiega tylko w takim holu hotelowym. Kiedyś usłyszałem o mężczyźnie, który tworzy muzykę głaszcząc kamienie. To dwa odległe od siebie punkty: hol hotelowy i ktoś, kto pomocy kamieni tworzy muzykę. I jest coś obiektywnego, co powoduje, że dwa te punkty mogą być zbieżne. Do tego dokładam inne komórki, by powstała figura, będąca książką.

Znalazłam taki charakterystyczny cytat, który w gruncie rzeczy powielany był przez innych czytelników wypowiadających się o Pana książkach: „Autor posiada umiejętność, by na małej liczbie stron zawrzeć masą uczuć, charakterów i akcji”. Czytelnik dziwił się, jak to się Panu udaje. Dzisiejsze powieści są raczej mocno rozbudowane. W tym kontekście zadziwia kruchość formy Pana książek. Czy to Pana cel?

Pewnie tak, pewnie jest to zamierzone. Mam głębokie przekonanie, że książka powinna być intensywna. Temperatura przy czytaniu powinna być cały czas wysoka, żeby w książce dla czytelnika było dużo stymulacji. Ogień jest cały czas gorący. Przy takim ogniu idzie dużo drewna. A są autorzy, którzy utrzymują ten ogień na ledwo tlącym się poziomie przez dziesiątki i setki stron. Wtedy można zapisać grubą książkę, jak na przykład Murakami. U niego na kolejnych stronach czytelnik otrzymuje bardzo niewiele stymulacji. A kiedy co pięć zdań dzieje się coś ważnego, drewno uwagi się spala, wszystko buzuje, więc książka musi być krótsza.

Robiłam kiedyś wywiad z prof. Bralczykiem. Mówił o książkach, które najbardziej lubi czytać. Powiedział, że Włosi potrafią najpiękniej pisać. Z czego to wynika?

Trzeba by zapytać profesora Bralczyka. Jestem żywo zainteresowany, by go o to zapytać i usłyszeć odpowiedź.

Czy literatura i pisarze są we Włoszech ważni, doceniani?

Nieszczególnie. We Włoszech wszyscy piszą, a poziom techniczny tego pisania jest dobry. Natomiast jeśli chodzi o opisywane historie, to bywa z tym różnie. Jest wielu młodych, którzy są bardzo dobrzy, Jest niewielka publika wśród czytających. Ale ci, którzy czytają, są wymagający, mają gust i kulturę. Tak że można powiedzieć, iż pracujemy dla niewielkiej części społeczeństwa włoskiego, ale ta część jest rzeczywiście bardzo dobrze przygotowana.

Czy młodzi Włosi czytają?

Tak jak ojcowie. Jak poprzednie pokolenie, może trochę więcej. Ale zajmują się wieloma innymi rzeczami. Często są to rzeczy, które lepiej się dla nich nadają. Rozwija się intensywnie kultura związana z komiksem.

To ciekawe, co Pan powiedział, bo u nas jest odwrotnie. Młodzi czytają mniej niż czytali rodzice. Internet i sztuki pokrewne zabijają chęć czytania. Jak to Włosi robią, by młodzi czytali? Jaki jest na to sposób? Może go też wprowadzimy?

Tak już to było, że pokolenia rodziców w krajach komunistycznych czytały więcej z powodów historycznych. Nie było dostępu do innych rzeczy, literatura była podstawowym instrumentem kształcenia się. Dzięki temu kultura w społeczeństwie była szeroko rozpowszechniona. Z drugiej strony nie było konkurencji z zewnątrz, nie było stymulacji czy odciągania uwagi. We Włoszech w tym samym okresie było inaczej. Pewnie z tego względy nasi rodzice czytali mniej. Ogólnie rzecz biorąc internet powoduje, że wszystko się rusza. Jest jak krwiobieg. Wszystko wchodzi szybko do cyrkulacji, a ogólnie to, co tam przetrwa, to kultura średnia i wyższa. Mój syn, który ma trzynaście lat, ma już taką kinematograficzną kulturę, jaką ja miałem, mając 25 lat. Może nie widział zawsze całych filmów, ale oglądał różne sceny. To samo dotyczy literatury. Chłopak w tym wieku wie, co to Merlin, Moby Dick. Może dlatego, że jest zawodnik wrestlingu o takim pseudonimie. Na tej podstawie doszedł, kto to był. To łączy mu się z kawałkiem filmu, który zobaczył, a może z komiksem dla dzieci o Moby Dicku. Ta sytuacja tworzy sytuację, że oni nabierają erudycji. To też sposób na życie w świecie książek. Nie chodzi tylko o to, żeby wszystkie je przeczytać.

Mówi Pan o pisaniu, w Polsce też wiele ludzi pisze. Czy self publishing jet popularny także we Włoszech?

Tak. Oczywiście, że jest więcej piszących niż czytających to żart. Tym niemniej to nie jest złe zjawisko. Tak też było w XV wieku: więcej ludzi pisało niż czytało. To znak witalności. To, że wiele osób pisze, to bardzo piękne zjawisko.

Odbiegliśmy od istoty naszego spotkania, czyli rozmowy o Pana pisarstwie. W imieniu rozsmakowanych w Pana książki czytelników chciałam zapytać, czy planuje Pan wydać kolejne książki i czy ma Pan w głowie taki plan, że w tym roku napiszę to, a w przyszłym coś innego?

Rok temu opublikowałem we Włoszech książkę, która jeszcze się po polsku nie ukazała. Jej tytuł to „The Game”. To jest książka poświęcona rewolucji cyfrowej. Opowiada jej historię i próbuje zrozumieć, co się stało z naszymi umysłami, zachowaniami. To bardzo dla mnie ważna książka. Jej pisanie zajęło mi dwa lata intensywnej pracy. Wyszła z tego książka, która mi się bardzo podoba. A teraz odpoczywam.

Powiedział Pan, że ta książka się Panu bardzo podoba. To czy teraz jak patrzy Pan na książki napisane wcześniej, chciałby Pan niektóre poprawić? Chodzi mi oczywiście o konfrontację z nowymi doświadczeniami, nie o stylistykę.

Nie, myślę, że nigdy nie napisałem kiepskiej książki. Uważam, że za każdym razem dawałem z siebie najwięcej, co w danym momencie mogłem dać. Zawsze poświęcałem książkom wiele czasu i starań. Nigdy nie napisałem ot tak, by zarobić. Jestem zadowolony ze swoich książek. Czytając książki z początków kariery widzę, że podobały mi się kwestie, które już mi się nie podobają. Ale widzę też takie rzeczy, że już dziś nie umiałbym tak napisać.

Czy dostrzega Pan ewolucję swoich poglądów?

Tak, piszę od trzydziestu lat. To są transformacje, zmienia się tematyka, również sposób, w jaki możemy różne rzeczy mieć pod kontrolą. Ale nawet przy tych wszystkich różnicach, widać, że te wszystkie książki są moje. Coś w nich pozostaje niezmienne.

0 0 votes
Article Rating
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Grzegorz Kapla, Krwawa Toskania

Grzegorz Kapla: Krwawa Toskania

Grzegorz Kapla, Krwawa Toskania
Nowy tom z serii o Virionie Andrzeja Ziemiańskiego

Andrzej Ziemiański: Virion. Legenda miecza. Krew

Nowy tom z serii o Virionie Andrzeja Ziemiańskiego
Andrzej Ziemiański na Warszawskich Targach Fantastyki

Andrzej Ziemiański: Wszystko napisałem na trzeźwo. Prawie wszystko…

Andrzej Ziemiański na Warszawskich Targach Fantastyki
Katarzyna Kowalewska w studiu Fanbook.tv

Katarzyna Kowalewska: „Zawód spadkobierca” to moja ulubiona książka

Katarzyna Kowalewska: „Zawód spadkobierca” to moja ulubiona książka Katarzyna Kowalewska do pisania książek podeszła na poważnie, bo zaczęła od nauki, jak to robić, na kursie...
Tadeusz Zysk i Marta Mrozińska w studiu Fanbook.tv

Tadeusz Zysk i Marta Mrozińska: Warto czytać fantasy

Tadeusz Zysk i Marta Mrozińska w studiu Fanbook.tv
Antymaterii obawiam się mniej niż Internetu

LEM: W strachu przed antymaterią

Antymaterii obawiam się mniej niż Internetu - cytat z książki "Strach przed antymaterią" S. Lema
Maciek Bielawski Ostatni

Maciek Bielawski „Ostatni”

Maciek Bielawski Ostatni
0
Would love your thoughts, please comment.x