Strona głównaWywiadJestem pisarzem przyszłości

Jestem pisarzem przyszłości

Romain Puértolas jest autorem niezwykłych książek pod niezwykłymi tytułami. W rozmowie z Magdaleną Mądrzak opowiada, jak rozcinał kobietę, jak wziął urlop od pracy z policji, co wie o fakirskim fachu, jak ścigali go ludzie z Ikei oraz jak narozrabia wskrzeszony przez niego napoleon.

Która z Pana biografii jest prawdziwa? Czy ta zapisana w Wikipedii, czy ta ze skrzydełka okładki, mówiąca o fryzjerze trębaczu i przecinaniu kobiet w cyrku?
Wszystko jest prawdziwe, ale przy okazji trochę wykoślawione przez fantazję. Na przykład kiedy mówię, że przecinałem kobiety, miałem na myśli to, że rozciąłem moją żonę na trzy kawałki, bo mamy dwoje dzieci i przecinałem ich pępowiny.

Informacja o pracy w cyrku jest spójna ze sztuczkami, które opisuje Pan w książce o fakirze, który utknął w szafie IKEA.
Nie pracowałem w cyrku, to z mojej strony zmyślenie, ale nieźle znam się na pracy fakirów, ponieważ miałem swój kanał na YouTubie, na którym wyjaśniałem, jak działają różne tricki i sztuczki magiczne na przykład Davida Copperfielda czy fakirów.

Nie lubili Pana za to?
Zupełnie im się to nie podobało. Na przykład David Copperfield 11 razy doprowadził do zamknięcia mojego konta na YouTubie. Otrzymywałem obraźliwe listy z całego świata ze strony bractw fakirów i innych czarodziejów.

Tę działalność łączył Pan z pracą oficera policji?
Inspektora policji. Nadal pozostaję inspektorem policji, ale od czasu wydania „Niezwykłej podróży fakira, który utknął w szafie Ikea” jestem na 10-letnim urlopie, który odnawiam co trzy lata. Po upływie 10 lat będę zmuszony albo wrócić do służby, albo na stałe zrezygnować. Po „Fakirze” dlatego wziąłem urlop, że wydanie tej książki kompletnie zmieniło moje życie.

Bohater Pana powieści, fakir, postanowił zostać pisarzem pod wpływem podróży oraz miłości. Co w Panu wzbudziło potrzebę pisania?
Bardzo dużo czytam i bardzo dużo piszę. W zasadzie piszę od zawsze. Myślę, że obie czynności zawsze służyły mi jako ucieczka. Pozwalały mi się uwolnić od świata, w którym przebywałem jako dziecko. Mieszkałem w Montpellier. W swoim czytaniu i pisaniu mogłem odnajdywać oraz tworzyć siebie na nowo i kreować inne postaci. Pisanie, podobnie jak czytanie jest formą podróży. Pozwala się przenosić w przestrzeni. Siedzimy sobie tutaj w Warszawie, a książka, którą czytam, przenosi mnie do Singapuru czy Stanów Zjednoczonych. Jest w tym coś czarodziejskiego. Siebie uważam za pisarza-czytelnika, bo piszę książki, jakie sam chciałbym czytać.

Doszliśmy do istoty Pana książki, w której występuje podróż jako ucieczka od rzeczywistości. Mamy baśniową podróż pełną humoru, natomiast naprawdę opowiada ona o bardzo poważnych sprawach imigrantów. Nie wiem, czy Europa ma poważniejszy w tej chwili problem do rozwiązania. Dlaczego zdecydował się Pan napisać o poważnej sprawie w baśniowy, humorystyczny sposób?
To jest w zgodzie z moją naturą. Taki jestem. O sprawach poważnych staram się myśleć i mówić w sposób optymistyczny. Nie interesuje mnie, nudziłoby mnie opowiadanie o poważnych problemach z zachowaniem dekorum powagi.

 

Pana książki przywodzą mi na myśl odległe czasowo dzieła takie jak „Niezwykłe przygody barona Münchhausena” czy „Kandyda” Woltera. Czy to świadome nawiązanie czy inspiracja?
Nawet nie wiem, czy czytałem „Kandyda”, być może zdarzyło mi to, gdy byłem dzieckiem, bo była to lektura szkolna. Jednak w ogóle sobie tego nie przypominam, więc nie mogło też być żadnej świadomej aluzji. We Francji porównywano moją książkę do „Kandyda”, wtedy przejrzałem, o czym to jest. Przygód barona Münchhausena też nie czytałem, ani nie widziałem filmu, tylko jakieś fragmenty, więc tu też nie ma rozmyślnego nawiązania. Ten sposób opowiadania jest zgodny z moim temperamentem. Tworzenie takich historii jest dla mnie naturalne. W jakiś sposób zbiegło się to z przesłaniem filozoficznym Woltera czy fantastycznymi przygodami Münchhausena.

Czym można pisać na koszuli? Sprawdziłam i idzie ciężko.
To proste pod warunkiem, że ma się specjalny rodzaj długopisu. To specjalny pisak do tkanin. Zwykle używa się go, gdy się podpisuje koszulki dzieci, chodzących do przedszkola albo jadących na kolonie. Mam dwie koszule, które w ten sposób zapisałem. Wkładałem je podczas wizyt w kolejnych krajach, bo proszono mnie, bym w nich występował. Jedna nie wytrzymała i rozdarła się w Kanadzie. Teraz oprawiłem je i wiszą w charakterze pamiątki u mnie w domu. Na jednej podpisał się Antonio Banderas, ponieważ bardzo mu się podobała.

Jak zareagował koncern Ikea na Pana książkę? Czy wyposażył Panu dom w podziękowaniu za promocję?
Wszyscy reagują podobnie jak pani, znaczy spodziewają się, że Ikea zareagowała z wdzięcznością, przysyłając mi szafę albo coś podobnego. Tymczasem stało się wręcz przeciwnie. Na pewnym etapie prawnicy Ikei skontaktowali się z prawnikami wydawnictwa Le buton, żądając, by usunąć z okładki książki logo Ikei, żeby usunąć kolory żółty i niebieski i żeby umieścić na jednej z pierwszych stron wyjaśnienie, że treść książki nie ma nic wspólnego z polityką koncernu Ikea. Finał był taki, że mam przed sobą jedno z pierwszych wydań, na którym jest logo oraz kolory żółty i niebieski. Obecne wydanie wygląda bardzo podobnie, zachowaliśmy kolorystykę, jako że kolory nie są własnością koncernu Ikea, ale usunęliśmy charakterystyczne liternictwo i na jednej z pierwszych stron zamieściliśmy wymaganą formułę. W tej chwili powstaje film na podstawie książki i Ikea nie zgodziła się na kręcenie zdjęć w istniejącym sklepie firmowym,. Scenografowie byli zmuszeni stworzyć, wybudować sklep Ikea na potrzeby filmu.

Jeżeli pisanie zajmuje mi więcej niż miesiąc,
to zły znak, że w mojej pracy brakuje spontaniczności i naturalności. Piszę na telefonie komórkowym, na ulicy, w supermarkecie, w pociągu, w samolocie. Wysyłam sam sobie mejle.

Przeczytałam, że pisze Pan książki bardzo szybko. Czy to możliwe, by napisać obszerną książkę, taką jak „O dziewczynce, która połknęła chmurę” w dwa i pół tygodnia?
Możliwe, bo właśnie tak zrobiłem. Piszę powieści w trzy tygodnie – do miesiąca. Na przykład książkę o Napoleonie „Niech od-żyje Cesarz”, która w lutym [2016 r.] ukazała się we Francji, też powstała w takim czasie. Jeżeli pisanie zajmuje mi więcej niż miesiąc, to zły znak, że w mojej pracy brakuje spontaniczności i naturalności. Piszę na telefonie komórkowym, na ulicy, w supermarkecie, w pociągu, w samolocie. Wysyłam sam sobie mejle.

Jest Pan najbardziej nowatorskim pisarzem, z jakim miałam przyjemność się zetknąć.
Jestem pisarzem przyszłości.

Kiedy siada Pan do pisania, czy też idzie Pan i pisze pierwsze zdanie, ma Pan całą książkę w głowie od początku do końca?
Nie, piszę na bieżąco i sam jestem zaskoczony tym, co odkrywam. Jestem na przykład w supermarkecie i nagle pojawiają się kolejne pomysły, potem idę z zakupami do kasy i pojawiają się następne. Jestem w stanie pisać równocześnie pięć czy sześć powieści i kiedy pojawia się jakiś pomysł, to wiem, do której powieści on pasuje.

Nie podejmuję się zadawać dalszych pytań o Pana techniki pisarskie, bo są one tak szokujące, więc porozmawiajmy o treści Pana książek. Obie są o miłości. Z jednej strony można powiedzieć, że to banalny temat, z drugiej z obu wynika przesłanie, że miłość może wszystko. Pisze Pan to w czasach, gdy wierność nie jest promowana, mówi się, że najszczęśliwiej żyją single, fajnie jest nie mieć dzieci, bo żyje się wygodniej. Przesłanie o miłości jest trochę niedzisiejsze.
Co poradzę, że taki jestem, że takie mam usposobienie. Jestem romantyczny. Bardzo intensywnie i namiętnie przeżywam różne doświadczenia. To prawda, że dzieci ujmują sporą dozę wolności. Mam żonę i dwójkę dzieci, więc wiem, ile wolności się traci posiadając dzieci. Wcześniej dużo podróżowałem i miałem różne przygody, ale co poradzę, że wybrałem takie życie. Takie życie w swoich książkach dowartościowuję – pełne miłości. Historia, którą opowiadam w drugiej książce pt. „O dziewczynce, która połknęła chmurę”, jest o listonoszce, która z miłości podróżuje do Maroka. Zainspirowałem się własnymi przeżyciami. W czasie opisanego wybuchu wulkanu przebyłem dwa tysiące kilometrów. Uczęszczałem wtedy do szkoły policji w Paryżu i przejechałem dwa tysiące kilometrów w dwa dni, żeby dotrzeć do Granady i spotkać się z moją przyszłą żoną. Przyjechałem na weekend. Spałem na dworcu w Perpignon. Jechałem na gapę, bo jak wszyscy inni nie mogłem polecieć z powodu chmury wulkanicznej. Całą trasę łącznie z górami pokonałem z miłości tylko po to, by pocałować moją ukochaną i zaraz wracać.

Szczęśliwa taka kobieta.
Mam nadzieję.

Chyba nie ma Pan najlepszego zdania o wielkich światowych przywódcach. Obama okazuje się prostakiem i głupcem, Hollande to wulgarny głupek, inni też okazują się nie lepsi. Żaden nawet nie próbuje pomóc bohaterce. Czy to kwintesencja Pana opinii o najważniejszych osobach świata?
Tak, z grubsza tak. Nie mam zbytniego poważania dla polityki i polityków, bo to ludzie, którzy gdy tylko zdobędą odrobinę władzy, zaczynają kręcić, kłamać, oszukiwać, składać fałszywe obietnice, których nie dotrzymują. Jest to dla mnie żałosny cyrk i w swojej książce staram się ich bardziej niż w rzeczywistości ośmieszyć. Politycy nie potrzebują mnie, żeby wypadać żałośnie, ponieważ ośmieszają się sami. A propos, widziałem wczoraj w hotelu prezydenta Polski. Nie wiem, czy to dobry prezydent. Powiedziano mi, że jest trochę głupi. Nie znam go.

Ja też nie, ale ma doktorat, więc podejrzewam, że głupi nie jest. Mieliśmy prezydenta -elektryka, Amerykanie mieli aktora. A kim z zawodu jest obecny prezydent Francji?
Zawód polityka jest zawodem aktora. Oczywiście do drogi polityka pasuje bardziej aktor niż elektryk. A nasz obecny prezydent, o ile się orientuję, przeszedł standardową ścieżkę kariery polityków, czyli ukończył Wyższą Szkołę Administracji Publicznej. Oprócz de Gaulle’a, który był wojskowym, wszyscy są wychowankami tej szkoły – to szkoła prezydentów.

Zapisze Pan tam swoje dzieci?
Nie, w żadnym wypadku.

Jaki jest Pana stosunek do powieści „Wiewiórki w Central Parku są smutne w poniedziałki”. W obydwu książkach jest do niej odwołanie. W „Fakirze” tytuł jest śmiesznie przekręcony, a w „Dziewczynce” pojawia się w pełnym brzmieniu. Czy ten tytuł Pana zainspirował, czy też chciał Pan napisać książki pod równie zabawnym tytułem?
Rzekoma autorka tej książki w „Fakirze” jest moją koleżanką, dyrektor Ikei nosi nazwisko mojego komisarza. Większość postaci to moi koledzy. W „Fakirze” chciałem się życzliwie ponabijać z tamtego tytułu, żeby wszyscy połapali się, o jaką książkę chodzi. Mam tę książkę, ktoś mi ją dał w prezencie. Przeczytałem pierwszą stronę, ale mnie nie wciągnęła i jej nie przeczytałem.

Ale nadał Pan swoim książkom równie dowcipne i intrygujące tytuły.
Tak, nabijam się, ale życzliwie, bo koniec końców robię tak samo jak tamta autorka. To jest coś w rodzaju autoironii, śmiechu z samego siebie.

Jaki jest Pana stosunek do Nagrody Nobla, którą dostał w tym roku Bob Dylan?
Właśnie się o tym fakcie od pani dowiedziałem. Nie miałem pojęcia, o którą nagrodę do końca chodzi. Przecież Bob Dylan nie pisał książek?

Otrzymał ją za teksty piosenek.
Jak dla mnie – super. Cieszę się, a dla niego to z pewnością miła okoliczność. Osobiście nie jestem wielkim fanem Dylana, więc nie znam dobrze jego piosenek, ale podoba mi się, że nagrodzono kogoś, kto pisze teksty, ale niekoniecznie powieści. To zejście z utartego szlaku, a przez to jakaś innowacja.

Czy miałby Pan swojego pretendenta do Nagrody Nobla wśród Francuzów?
Nie przyglądam się za bardzo nagrodom literackim, nie jestem z tym na bieżąco. Nigdy nie przeczytałem żadnej książki nagrodzonej Gouncourtami, nie jestem czytelnikiem książek nagradzanych. Kiedy wybieram książki, które sam czytam, nie kieruję się ani nagrodami, ani recenzjami. W ogóle nie zwracam na to uwagi. Jest we Francji wiele osób, które kupują i czytają książki dlatego, że dostały nagrodę Gouncourtów, ja na to nie zwracam uwagi. Kiedy wchodzę do księgarni, patrzę na tytuły, oglądam okładki, które przyciągają moją uwagę. Czytam kilka stron. Jeśli mnie zainteresują, kupuję tę książkę i czytam. Nie zapoznaję się z recenzjami, nie chcę, by ktokolwiek sterował moimi wyborami. Żyję, obracam się poza światem nagród literackich, nie ma on dla mnie znaczenia. Gdybym jednak sam mógł przyznać Nagrodę Nobla, to albo Juliuszowi Verne’owi albo Aleksandrowi Dumasowi.

Szkoda, że obaj nie żyją.
Nie żyją, ale to nic nie szkodzi. To mój oryginalny wybór. Skoro można dać Nagrodę Nobla śpiewakowi, to dlaczego nie nieżyjącemu autorowi?

Czy książka o Napoleonie jest podobna w stylu do dwóch poprzednich, czy to powieść historyczna?
Nie jest to powieść historyczna wbrew temu, co można sobie pomyśleć. Myślę, że łatwo w niej rozpoznać, kto ją napisał, łatwo rozpoznać mój styl. Z tą różnicą, że bohaterem nie jest anonimowy fakir czy listonoszka, tylko znana postać historyczna – Napoleon, którego przenoszę w nasze czasy i poniekąd wymyślam na nowo. Przekształcam go na swoją modłę. To książka i śmieszna, i zaangażowana, podobnie jak wcześniejsze. Trochę ryzykuję głową, ponieważ w mojej najnowszej książce Napoleon wyrusza na wojnę z Daesh. (Nie chcę używać słowa państwo w odniesieniu do nich). Rybacy w Norwegii wyławiają z morza dwie zamrożone skrzynie i w jednej jest Napoleon, a w drugiej jego koń. Rozmrażają go, a on rusza na Daesh. W lutym ma się ukazać w Polsce. Proszę się przygotować na kolejny zabawny epizod z politykami, ponieważ Napoleon wybiera się do Pałacu Elizejskiego i mamy tam scenę z udziałem Sarkozy’ego i Hollande’a.

Pan bawi się, pisząc książki? Bo my się bawimy, czytając.
To się świetnie składa. Myślę, że to faktycznie tak działa, że ludzie dobrze się bawią czytając, bo czują, że ja też się dobrze bawiłem, kiedy je pisałem.

A czy próbował Pan wejść do walizki? Czy mężczyzna może się w ogóle do walizki zmieścić?
Ja tego nie robiłem, ale osoby, które nielegalnie przekraczają granicę, często robią to w walizkach. Trudno sobie wyobrazić, gdzie można znaleźć takich ludzi. Zdarza się, że znajdujemy je w silnikach samochodowych albo w środku siedzeń samochodów. Albo pod deską rozdzielczą. Jednak najgorsze są dzieci poukrywane w silnikach.

Na koniec się zrobiło smutno.
Dobra wiadomość jest taka, że osoby, które w tych miejscach znajdowaliśmy, były żywe.

0 0 votes
Article Rating
Poprzedni artykuł
Następny artykuł
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Grzegorz Kapla, Krwawa Toskania

Grzegorz Kapla: Krwawa Toskania

Grzegorz Kapla, Krwawa Toskania
Nowy tom z serii o Virionie Andrzeja Ziemiańskiego

Andrzej Ziemiański: Virion. Legenda miecza. Krew

Nowy tom z serii o Virionie Andrzeja Ziemiańskiego
Andrzej Ziemiański na Warszawskich Targach Fantastyki

Andrzej Ziemiański: Wszystko napisałem na trzeźwo. Prawie wszystko…

Andrzej Ziemiański na Warszawskich Targach Fantastyki
Katarzyna Kowalewska w studiu Fanbook.tv

Katarzyna Kowalewska: „Zawód spadkobierca” to moja ulubiona książka

Katarzyna Kowalewska: „Zawód spadkobierca” to moja ulubiona książka Katarzyna Kowalewska do pisania książek podeszła na poważnie, bo zaczęła od nauki, jak to robić, na kursie...
Tadeusz Zysk i Marta Mrozińska w studiu Fanbook.tv

Tadeusz Zysk i Marta Mrozińska: Warto czytać fantasy

Tadeusz Zysk i Marta Mrozińska w studiu Fanbook.tv
Antymaterii obawiam się mniej niż Internetu

LEM: W strachu przed antymaterią

Antymaterii obawiam się mniej niż Internetu - cytat z książki "Strach przed antymaterią" S. Lema
Maciek Bielawski Ostatni

Maciek Bielawski „Ostatni”

Maciek Bielawski Ostatni
0
Would love your thoughts, please comment.x